Rowerowy Dolny Śląsk: wycieczki GPSblog rowerowy

avatar przemo3642
Wrocław

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(2)

Moje rowery

Author Ronin 6818 km
Kellys Neos 7464 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy przemo3642.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Piękny Wschód 2018

Sobota, 28 kwietnia 2018 | dodano: 05.05.2018Kategoria 7) 500 km i więcej, Ultramaratony

PRZED STARTEM

W dniach 28-29.04.2018 wziąłem udział w ultramaratonie kolarskim Piękny Wschód na dystansie 510 km. Do Parczewa, gdzie została zlokalizowana baza zawodów, dotarłem w czwartek po południu. Pokręciłem się trochę po miasteczku, cyknąłem parę fotek i wszystko byłoby fajnie, gdyby nie katar i ból gardła, które dokuczały mi już od kilku dni. Do ostatniej chwili podejmowałem różne (mniej lub bardziej desperackie) próby walki z chorobą.

Na piątkową imprezę integracyjną dla zawodników daleko nie miałem, bo została ona zorganizowana w moim hotelu. Pojawił się na niej nawet burmistrz Parczewa. Sącząc sobie Gripexa zamiast Perły, poznałem na niej kilku równie mocnych, co sympatycznych kolarzy, wśród nich Tomka i Hipków z podrozerowerowe.info. Witek namawiał mnie do udziału w tegorocznej edycji Bałtyk-Bieszczady Tour, ale chyba jednak nie dałem się przekonać:).



W końcu, po zaaplikowaniu sobie różnych medykamentów, około 23 poszedłem spać... Obudziłem się z lekkim bólem gardła, głowy i katarem - do czego w ostatnim czasie zdążyłem się już przyzwyczaić - na co trochę pomógł podwójny ibuprofen. Po porannej toalecie oraz solidnym węglowodanowym śniadaniu (makaron ze szpinakiem, jajecznica i naleśniki z serem) pojechałem na start.

ZAWODY

Moja grupa, zaledwie czteroosobowa, wyruszyła o 8:45. Już po kilku kilometrach wiedziałem, że tempo jest dla mnie zbyt mocne (30+ km/h pod wiatr, a w perspektywie 500 km do przejechania...), ale łudziłem się, że może uda mi się z nimi dotrzeć chociaż do pierwszego punktu kontrolnego, PK1 (107 km, Krasnystaw).



Po paru kolejnych kilometrach podjąłem jednak decyzję o porzuceniu grupy. Wiedziałem z doświadczenia (nie tylko własnego), że jazda w niej przyniosłaby mi więcej szkód niż korzyści. Później przez dłuższy czas jakoś nie mogłem sobie znaleźć miejsca i albo jechałem sam, albo w zmiennym towarzystwie. Dopiero gdzieś za PK2 (170 km, Hrubieszów) przyłączyłem się do czteroosobowej grupki, z którą na dobry początek przejechałem przez pofalowane Roztocze Środkowe (największe przewyższenia na trasie).

Do PK3 (248 km, Józefów) dotarliśmy po 20:00. Zabawiliśmy tu nieco dłużej, bo trzeba było przygotować się do jazdy nocą, przy dużo niższej temperaturze. W ruch poszły dodatkowe bluzy, kurtki, nogawki, rękawki, rękawiczki z palcami, a nawet czapki i co tam kto jeszcze miał. Ja dodatkowo zadbałem o swój komfort termiczny zrzucając z siebie mokrą górę i zakładając świeży komplet, który wiozłem w podsiodłówce właśnie na tą okazję. Półmetek to też dobry moment, żeby zatroszczy się o część ciała szczególnie narażoną na obtarcia i odparzenia w trakcie imprez tego rodzaju. Preparaty dedykowane niemowlętom sprawdzają się na nich doskonale:). Na PK3 spędziliśmy prawie godzinę i był to mój najdłuższy postój na trasie.

Noc upłynęła spokojnie. Po ponad 200 km jazdy pod wiatr teraz cieszyliśmy się wiatrem w plecy, choć jak na złość ten znacznie osłabł i już nie pomagał tak bardzo, jak wcześniej przeszkadzał. Do PK4 (336 km, Janów Lubelski) dotarliśmy zdrowo po północy i szybko ruszaliśmy dalej. Jechaliśmy równo, rotacyjnie zmieniają się na przodzie. Nad ranem zameldowaliśmy się w PK5 (404 km, Żółkiewka) i tutaj nasze drogi się rozeszły. Niestety zapomniałem zabrać z punktu kamizelki i musiałem po nią wracać. Reszta ruszyła leniwym tempem, żebym mógł do nich dołączyć, ale niestety sprint w tą i z powrotem dał mi w kość tak bardzo, że już nie byłem w stanie utrzymać się w grupie. W tym momencie odłączyła się od niej także Iwona. Przez pewien czas próbowaliśmy bezskutecznie dogonić naszych kolegów. Ten pościg przypieczętował to, co pewnie i tak było nieuniknione: dopadł nas dość głęboki kryzys. Mieliśmy problem, żeby wycisnąć 20 km/h po płaskim, mając lekki wiatr w plecy. A na podjazdach (teren w tej okolicy był lekko pofałdowany) prędkość nierzadko spadała do 15 km/h. Nie mając nic lepszego do roboty, zacząłem odliczać kilometry do kolejnego, już ostatniego punktu kontrolnego, PK6 (467 km, Dąbrowa), wmawiając sobie, że tam kryzys odpuści. O dziwo, tak się właśnie stało:). Do mety nasza prędkość oscylowała wokół przyzwoitych 25 km/h. Po drodze zostaliśmy jeszcze zdopingowani przez kilka osób do ostatniego wysiłku i w końcu szczęśliwie dotarliśmy na metę!

KOLEJNY ULTRA PRZEJECHANY

Po pokonaniu około 513 km (oficjalny dystans zawodów to 510 km, ale wiadomo - w tracie takich imprez zawsze trochę się nadkłada drogi) i 2700 m przewyższenia stanąłem na mecie z czasem 25:37. Jestem zadowolony z tego wyniku, zwłaszcza, że przed startem zakładałem możliwość wycofania się w trakcie zawodów ze względu na chorobę. Na szczęście objawy przeziębienia nie nasilały się, a wręcz przeciwnie, słabły wraz z pokonywanym dystansem. Na mecie czułem się lepiej, niż w tracie kilku ostatnich dni poprzedzających start.



W sierpniu zeszłego roku przejechanie podobnego dystansu zajęło mi godzinę dłużej, przy czym wtedy trasa była łatwiejsza, pogoda lepsza, a ja ze względu na porę roku byłem bardziej "wyjeżdżony" i przede wszystkim zdrowy. Teraz początkowe 200 km to była jazda pod dość mocny wiatr (ponoć dochodzący do 25 km/h), a temperatura w nocy spadła do wartości jednocyfrowej. Dlatego wydaje mi się, że jakiś progres jednak jest i przy odrobinie szczęścia być może jeszcze w tym roku uda mi się zamknąć 500 km w jednej dobie.



Wysoko oceniam organizację zawodów. Na imprezie integracyjnej można było się nie tylko "pointegrować", ale też zjeść wysokowęglowodanową kolację. A po maratonie serwowany był obiad w restauracji hotelowej (w hotelu, w którym nocowałem). Punkty kontrolne różniły się jakością zaopatrzenia, zdarzyło się trafić np. na jakieś puste kartony po drożdżówkach (na które i tak nie miałem ochoty), czy niedobitki izotonika, ale ogólnie było OK. Cały maraton przejechałem od PK do PK, po drodze nigdzie nie stawałem (nawet na siku:)) i korzystałem wyłącznie z zaopatrzenia punktów.

Sama trasa też na ogromny plus, w zdecydowanej większości poprowadzona po drogach o niskim natężeniu ruchu samochodowego. Zdarzyło się kilka odcinków po zniszczonym asfalcie, ale niezbyt wiele i nie były one uciążliwie długie. A wszystko to w rejonie uchodzącym za jeden z najczystszych ekologicznie w Polsce, pośród pól, lasów i (kilku) jezior oraz urozmaicających krajobraz pagórków. Warto było tu przyjechać!

GALERIA HD - link do Zdjęć Google



Rower:Author Ronin Dane wycieczki: 513.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa echcz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]